Ciąża, piękny czas… Tak tak… Ja ją tak odchorowałam, że nic pięknego w tym czasie nie widzę – poza małym słodkim Efektem no i kilkoma na prawdę wzruszającymi badaniami USG – ale to tyle. Od samego początku cierpiałam, i choć minęło już kilka miesięcy cierpię nadal. W spadku ciąża zostawiła mi... KAMIENIE NERKOWE.
Kilkanaście dni po porodzie obudził mnie nad ranem okropny
ból brzucha, wprost nie mogłam oddychać. Nafaszerowałam się paracetamolem i
trochę odpuściło. Po kilku godzinach ból wrócił ze zdwojoną siłą. Telefon do
mojego ginekologa i wycieczka na dyżur do szpitala. Badanie, USG i pierwsza
diagnoza. Macica się obkurcza, ale jest w niej dużo skrzepów, które muszą się
wydostać bądź uwolnić, dodatkowo najprawdopodobniej doszło do połogowego zapalenia
macicy, więc bez antybiotyku się nie obejdzie. No cóż, pomyślałam, jak mus to
mus i zaczęłam kurację antybiotykową + leki przeciwbólowe i trochę
rozkurczających, żeby nie spowodować większego krwawienia. Po 10 dniach
skończyłam antybiotyk i dnia jedenastego ostry ból wrócił. Jeszcze większy niż
wcześniej, wręcz nie do zniesienia. Wyłam z bólu. Ogarnął mnie paniczny strach, że dzieje się coś bardzo niedobrego. Zapadła więc szybka decyzja - ostry dyżur, bo do rana nie wytrzymam. Lekarz, który dyżurował, wydawał mi się zbyt
młody, żeby mógł posiadać dużą wiedzę i doświadczenie. Jednak po bardzo
obszernym wywiadzie, badaniu i osłuchaniu brzucha rzucił cień podejrzenia na
nerkę. Wysłał mnie jeszcze dla pewności piętro wyżej na konsultację
ginekologiczną, gdyż objawy pasowały też do komplikacji poporodowych, a była to
dopiero połowa połogu. Pan doktor ginekolog w trakcie USG stwierdził, że
wygląda mu to na ostre zapalenie spowodowane pozostałością części łożyska po
porodzie. „Zostaje Pani na czyszczeniu – musimy to szybko zrobić, żeby Panią
uratować.” Wpadłam w panikę! Ja nie mogę umrzeć! Mam malutkie dziecko!!!!
Postanowiłam się bronić. Przekazałam panu doktorowi podejrzenia jego kolegi z
izby przyjęć. Na szczęście doktor mnie nie zignorował i postanowił powtórzyć
USG. Niestety tym razem postanowił, zrobić to badanie transvaginalnie… Mojego
bólu opisać się nie da… Ale wynik był o 180 stopni inny niż ten sprzed chwili!
Skończyła się rozmowa o czyszczeniu macicy, nic w niej po porodzie nie
zostało!!! Ale zastój w nerce faktycznie był… I miedniczka nerkowa znacząco
poszerzona… Dostałam papawerynę w tyłek i pyralginę w żyłę i wróciłam do domu.
Ból minął na jakieś dwie godziny i wszystko zaczęło się od nowa. Faszerowałam
się do rana No-Spą, Paracetamolem i Pyralginą i jakoś przetrwałam.
Udałam się do lekarza rodzinnego po ratunek, dostałam zastrzyki i po kilku
dniach zapomniałam co to ból, ale problem sam się nie rozwiązał. Udałam się do
urologa. Pani Doktor baaardzo miła, poświęciła mi ponad 40 minut. Zebrała
bardzo wyczerpujący wywiad, zrobiła dokładne USG i co?? I wreszcie trafiona
diagnoza: KAMICA NERKOWA! Trochę się załamałam kiedy lekarka zaczęła mi na
monitorze pokazywać kamień za kamieniem, zastój w nerce, poszerzone miedniczki
nerkowe, piasek… Pytam skąd to? No i się dowiedziałam: „Proszę Pani kamienie to
się w ciąży lubią robić”. Powiększająca się macica i rosnący dzidziuś uciskają wszystko wokoło, a taki ucisk utrudnia odpływanie moczu. OK, ciąża plus obciążenie genetyczne = przygoda z
kamieniami. Z jednej strony cieszę się, że mnie to dopadło już po porodzie a
nie jeszcze w ciąży, bo obawiam się, że uznałabym że to bóle porodowe i
popędziłabym do szpitala. Do szpitala z kolei przy kolejnym napadzie zabrało mnie w środku nocy pogotowie ratunkowe. Nie reagowałam na żadne leki przeciwbólowe... Zostały tylko narkotyki - Dolargan co 3 godziny domięśniowo. Ból wprawdzie mijał, ale doświadczyłam chyba wszystkich skutków ubocznych. Odlot jak po najlepszej imprezie, zawroty głowy, suchość jamy ustnej i błon śluzowych, nudności i wymioty, senność... Aaa... muszę dodać, że nie leżałam na urologii tylko na chirurgii, bo pogotowie zawiozło mnie do najbliższego szpitala, który urologicznego oddziału nie posiadał.Przeleżałam tak pięć dni i nie widząc efektów takiego leżakowania wypisałam się do domu. I zaczęła się moja przygoda z pozbywaniem się
niechcianych lokatorów.
Podejście pierwsze:
Uderzenie wodne – No-Spa 80 mg, Pyralgina 1000 mg + 1,5
litra wody + Furosemid 40 mg + woda do oporu (ok.3 l) + chodzenie po schodach =
trzy czwarte dnia spędzone w łazience, zakwasy w nogach, lekki ból brzucha i
tyle. Żadnego kamienia się nie pozbyłam.
Podejście drugie:
Uderzenie wodne – Pyralgina 1000 mg + 1,5 litra wody + Omsal
400 mg + woda do oporu + chodzenie po schodach + skakanie na piłce = ok. 2 h
kosmicznych zawrotów głowy i nudności, reszta dnia w toalecie. Żadnego kamienia
się nie pozbyłam.
Dopiero po kilku dniach udało mi się przechwycić jednego
intruza! Miał aż 5mm !!! I był tak ostry jak mały jeżowiec. W ciągu kilku dni
rozsypał się w drobny mak.
W międzyczasie wykonałam urografię, na której lekarz w
szpitalu ( o zgrozo! Ordynator oddziału urologicznego) nic nie widział.
Dowiedziałam się, że nerki są „czyste” a moje problemy nie są z nimi związane.
Wróciłam z wynikiem tego badania do tej miłej pani doktor,
która mi te kamienie zdiagnozowała i ona gdy tylko zobaczyła pierwsze zdjęcie
urografii była w stanie bez wahania pokazać mi moich „lokatorów”. I weź tu
człowieku wierz jednemu lekarzowi… Opracowałyśmy kolejny schemat leczenia, w
którego jestem trakcie.
Podejście trzecie:
Nefrotabs 2*1 kapsułka + Urocal 2*1 saszetka + Spasmolina
3*1 kapsułka + woda do oporu + chodzenie po schodach i skakanie na piłce + gorące kąpiele i piwo, i tak
przez 2 tygodnie - żyć nie umierać!
Póki co żadnych niepożądanych objawów, no może poza lekkimi
zawrotami głowy i ciągłymi wizytami w toalecie. Nie przechwyciłam jeszcze
żadnego kamienia, ale to dopiero trzeci dzień, chociaż od wizyty u lekarza minął
już ponad tydzień ;) Musiałam się nastawić psychicznie na kolejne chemiczne
medykamenty i pokonać strach po ostatnich doświadczeniach z Omsalem.
Tak więc Dziewczyny!
Róbcie wszystko co się da w ciąży, żeby nie przytrafiła Wam się taka przygoda. Po pierwsze duuuuużo pijcie! Wiem, że nawet bez nadmiernego nawadniania się w ciąży trzeba i tak co chwilę biegać do toalety, ale tu gra na prawdę jest warta świeczki. Ból przy kolce nerkowej jest nieporównywalnie cięższy od tego porodowego. Po drugie unikajcie zdecydowanie spożywania szpinaku, rabarbaru i szczawiu - zawierają one bardzo dużo szczawianów. Ograniczcie picie czarnej herbaty i kawy - jak herbata to najlepiej zielona, gdyż "owocowe" przeważnie tylko się tak nazywają a w ich skład wchodzi herbata czarna z dodatkiem aromatów. No i dużo się ruszajcie, spacery, fitness dla ciężarówek (o ile nie ma przeciwwskazań), basen... Od zawsze wiadomo bowiem, że ruch to zdrowie! ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz